za to, że im nie powiedziałem całej prawdy, którą poznałem dopiero wczoraj – więc nie mam żalu do dziadków

i mojego ojca, do matki, wujków i ciotek, kuzynów, kuzynek bliższych i dalszych krewnych, znajomych…  Sam siebie też muszę przeprosić, że udawałem, że nie dość wsłuchiwałem się w głos serca.

 

Przepraszam. Nie wiedziałem, że aż takim jestem draniem, że niczym wytrawny aktor na scenie potrafiłem grać – udawać, że mam tylko ciebie jednego Bracie, że wy moi trzej Synowie macie tylko siebie i dwie siostry. Przyznaję, że sam nie wiedziałem – do wczoraj, że mam jeszcze innych braci, i siostry zapewne też, że moja/nasza rodzina jest o wiele, wiele większa, liczniejsza i bardziej, że tak powiem, dostojna.

Gdyby nie pan premier, gdyby nie Mateuszek, to zapewne długo, albo i wcale, bym się nie domyślił albo/i nie miał odwagi, aby tak sam z siebie stwierdzić, że mam jeszcze innych braci, za którymi tęsknię. Teraz oprócz uzasadnionego wstydu, czuję wielką ulgę, że udawać już nie muszę dłużej.
Więc pastuję buty na glanc, mankiety koszuli prasuję, najlepszy z szafy wyciągnę garnitur i pójdę, pójdę przywitać tych moich braci, za którymi bardziej ode mnie tęskni mój premier i prezydent zapewne też.

Czuję jak serce bije mi mocniej, jak krew w żyłach szumi – uderza do skroni. To miłość zapewne, bo cóż by innego?