Tak prosta i oczywista jak, dajmy na to, wymiana zamka w drzwiach, naprawa cieknącego kranu, czy postawienia ogrodzenia.

Jeśli stwierdzamy, że coś się zepsuło albo na przykład jest stare i nie działa jak powinno lub było wcześniej naprawiane metodą na drucik, zakrzywiony gwóźdź czy wiązane na sznurek, to wzywamy fachowca aby nam to naprawił a jeśli się nie da, wymienił. Ustalamy czas trwania naprawy i cenę z materiałem i robocizną, czy samą robocizną.

Jeśli założymy że fachowca/fachowców będziemy szukać na własną rękę i do tego celu posłużymy się dobrą sprawdzoną metodą „z polecenia”, to możemy prawie na pewno z góry założyć, że nasz problem (wymiana zamka, naprawa kranu, postawienie ogrodzenia) zostanie szybko i sprawnie rozwiązany i nic nie stoi na przeszkodzie aby wyjechać na zaplanowane wakacje a poleconemu przez dobrych znajomych fachowcowi wręczyć klucze do naszego domu.

Można też inaczej. Zaglądamy na tablice ogłoszeń szukamy w gazetach lub/i firmach trudniących się wyszukiwaniem i oferowaniem usług. W takim wypadku wybieramy fachowca metodą na „chybił trafił” a wakacje staramy się przełożyć na inny termin, albo święte nigdy.

Wybraliśmy wersję pierwsza. Wracamy z wakacji wypoczęci i pełni zapału do codziennej pracy. Wchodzimy do domu a tu miła niespodzianka: zamek wymieniony działa jak ta lala, kran nie cieknie, ogrodzenie stoi nowe – wszystko zrobione lepiej niż tego chcieliśmy; na stole w kuchni leży stary zamek patentowy, wylewka, dwie głowice i uszczelki  równo ułożone na serwetce a obok karteczka z informacją, że to nadaje się tylko na śmietnik i pełne rozliczenie co za ile i za co z resztą gotówki i paragonami dokonanych zakupów – podziękowanie i informacja, że klucze zostały oddane zgodnie z instrukcją pani Krysi w sklepie spożywczym na rogu ulicy i poleceniem się na przyszłość.

Wersja druga. Wynajęty fachowiec z ogłoszenia.
Już na dzień dobry widać, że gadać to on potrafi i, jak się okazało później tylko gadać. Zamek w drzwiach został naprawiony, tak przynajmniej zapewniał fachowiec ale jak się zacinał tak zacina się dalej a na domiar tego smar, czy oliwa wyświniła i klucze i drzwi i posadzkę; kran jak ciekł tak cieknie, no może troszkę mniej, ale jednak. – Pan, proszę pana, niech dokręca mocniej to przestanie. O tak. Wziął i przykręcił, że potem kurek wyszedł razem z głowicą i kuchnia w p…du zalana na amen. A płot? Sąsiad kurwami rzucał pod naszym adresem, że co to za palant, że zdeptał mu wszystko co tak mozolnie robił przez całą wiosnę.
– Ch..j z taką robotą! Co to pan, panie sąsiedzie na fachowca żal panu było wydać parę groszy uczciwie?! Eh… Proszę mi to wszystko poprawić i jak ten płot stoi – wygląda jakby miał się zaraz obalić…

Pan Jarek – tak na imię miał fachowiec zapewniał, że zaraz to wszystko poprawi, że tylko musi skoczyć po to i tamto aby dokupić i będzie grało jak nie wiem co i wyciąga rękę po kolejne pieniądze. Na zapytanie – a co z tamtymi, które pan już otrzymał tylko ramionami wzruszył i wziął sobie poszedł.
I tak przychodzi poprawiać a to zamek w drzwiach, a to palcem kurek zatykać czy płot podtrzymywać żeby nie pierdyknął na glebę. A na domiar tego innych „fachowców” do pomocy pościągał i siedzą draby w tym jego domu przy piwku rozprawiają, że kiedyś to panie były inne lepsze czasy…

Nie ma fachowców! – ktoś powie. Nie ma?
Zapytam. Jak to nie ma? A co zatem robią Polacy za granicą? Dlaczego poważne firmy biją się o nas? O nas – zaznaczam żeby było jasne, a nie za nas. Zapamiętaj to raz na zawsze. To my, Polacy za każdą raząbijemy się za kogoś bez oglądania się na to czy wpierdol weźmiemy większy czy mniejszy…

No tak nam naprawiają ten Dom Nasz Ojczysty takie fachowce – nieroby pasożyty.
A My? Zamiast ich w dupę kopnąć i samemu wziąć się do roboty patrzymy jak ta hołota łazi nam po głowach, grzebie w naszym Domu pod pozorem naprawy i płacić wciąż jeszcze każe.