Zewsząd rozlega się kwik i pochrząkiwanie: to paradnie wystawili się na ogląd ludzki i podziw, a czasem na zwyczajną zazdrość i zawiść kandydaci do koryta.

 

Zewsząd rozlega się kwik i pochrząkiwanie: to paradnie wystawili się na ogląd ludzki i podziw, a czasem na zwyczajną zazdrość i zawiść kandydaci do koryta. Już nikt nie głosi, że przynależy do reszty zwierząt; przeciwnie prawie każdy gwarantuje, że jego ryj jest wyjątkowy, że idealnie pasuje do koryta. 

Nie będę rozpisywał się na temat sztuczek jakim zwykli nas stawiać w stan zachwytu i zdumienia prestidigitatorzy; oszukując nasze oko czynią z rzeczą takie rzeczy by rzecz ta zniknęła w jednym mgnieniu oka aby za chwilę odnaleźć się w zupełnie innym i zupełnie niespodziewanym miejscu.
W polityce na wszystkich jej poziomach, barwach kształtach i odkształceniach, ideologiach i (jej pochodną) patologiach jest zupełnie podobnie, napisałbym nawet, że tak samo, ale tego uczynić nie mogę z szacunku dla słowa i rzeczy: lepiej być kuglarzem, czy nawet złodziejaszkiem niż, par excellence, politykiem czy urzędnikiem.
 U nich, a prawa do tego nie mają żadnego, jak coś zniknie, to najczęściej (jeśli już w ogóle się wyda) odnajduje się nie w miejscu zaskakującym i niespodziewanym przeciwnie, „zniknięte” dobra  odnajdujemy pośród bliskiej rodziny tego czy innego magika.  

Wybory samorządowe. Temat, który zdejmuje sen z powiek, nie z moich żeby było jasne tylko z tych, którzy wystylizowali swoje (…) tak aby najlepiej pasowały do żłobu.

Samorządność jak sama nazwa wskazuje jest z reguły oderwana od ingerencji zewnętrznej, co w ujęciu kampanii na rzecz wyborów samorządowych stanowi pewną sprzeczność, a nawet konflikt w formie znaczeniowej, ideologicznej gdyż samorząd jako taki jest strukturą sformalizowaną co stanowi, że z ideą samorządności nie ma wiele (jeśli może mieć cokolwiek) wspólnego.

No, ale tutaj w Polsze wszystko jest mocno inne: inaczej postrzegana jest zasada wolności, w tym wolności słowa, inaczej postrzega się prawo własności – no chyba, że mamy do czynienia ze złodziejami kamienic i innych dóbr, do których złodzieje nigdy prawa nie mieli, a posługując się fałszerstwem, które, co watro podkreślić nie ma nic wspólnego z zasadą współżycia społecznego, oraz prawem ani ze światem magii, te prawa sobie przywłaszczyli otrzymując stosowne zaświadczenie z pierwszej lepszej kancelarii adwokackiej. Stąd zapewne wzięło się we mnie przekonanie, że ten zawód od dawna dotknięty jest odium krętactwa żeby nie powiedzieć  złodziejstwa; zapewne dlatego w wielu swoich felietonach i publikacjach opisując brudne machinacje przestępczego świata urzędników administracji państwowej używałem określenia, dla pełnego pokreślenie powagi sytuacji: prawnicy i inni złodzieje.
 W pewnym sensie zdanie wypowiedziane swojego czasu przez czołowego polityka poprzedniej koalicji ma oparcie w stanie rzeczywistym, a idąc dalej znajduje oparcie w prawie: Polska to dziki kraj (…)

Jeśli udało się nam dojść do sedna paradoksu, a jest nim właśnie organizowany plebiscyt nazwany przez tzw. władzę: wybory samorządowe aby mafie polityczne, które na potrzebę tego felietonu nazywam mafią partyjniaków poobsadzały suto zastawione stoły w terenie. Walka o sukno jest zażarta niczym walka kojotów o ostatni ochłap truchła jaki został po uczcie lwów.  Może też przybierać pewną formę seksu, a nawet mieć bezpośredni z nim związek: zwyczajnie pierdolenie w ramach troski o dobro obywateli. Takie z nich troskliwe misie i misiaczki. W ramach tej troski oni zadbają aby pieniądze z budżetu zostały dobrze zagospodarowane. I w tym miejscu owe zagospodarowanie nabiera właściwego sensu – oddaje istotę rzeczy.

 

Zapytam przekornie: Czy państwo posiada własne pieniądze? 
Nie będę pisał z czyich pieniędzy powstaje budżet. Każdy myślący człowiek, którego mózg nie został poddany drenażowi przez telewizję i kolorową prasę, nie został zryty jak ostatni skrawek lichej ziemi gdzieś na Podbeskidziu, nie został otumaniony barwnym światem celebrytów, cokolwiek ten dziwaczny rzeczownik może znaczyć, przez polityków, którzy zostali wytresowani niczym małpy (przepraszam małpy) w cyrku, ten wie, że państwo, żadne państwo nie posiada absolutnie żadnych swoich pieniędzy.

Tak że troskliwe misie i misiaczki głoszący swoją troskę i odwagę zwyczajnie i bezczelnie kłamią, że nikt tak jak oni nie zadba o budżet gminy, czy powiatu. Żeby było nam dobrze, to oni gotowi są przysiąść, a nawet przyniosą z domu, żeby było więcej i żeby dla wszystkich starczyło. Jedni, zakłamując znane z ekonomii powiedzenie: nie istnieje coś  takiego jak darmowy obiad, dadzą darmową zupę, drudzy naprawią powietrze biorąc na to pieniądze też zapewne z powietrza. Inni zabiorą Rydzykowi, ale już nie mówią komu dadzą. I każdy, prawie każdy, gwarantuje, że będzie uważnie całej reszcie patrzył na ręce.

Słuchając tego co mają do powiedzenia dwie minuty po szóstej rano odnoszę wrażenie, że poruszam się po wielkim zakładzie karnym z oddziałem psychiatrycznym  o charakterze otwartym.
Zawsze uważałem, że kogo jak kogo ale psychiatrów mamy wielki niedostatek i nie wolno żałować pieniędzy na ich kształcenie.

Jeszcze słowo o trosce i odwadze, które na potrzeby kampanii wybrała sobie jedna pani o spojrzeniu powłóczystym i wielce rozległym z pewną tęsknotą, jaka od wieków towarzyszy tylko jednej, najwspanialszej i najmądrzej nacji. Owa ta na rzecz dobra gminy i, co jest chyba oczywiste i nie ulega żadnej wątpliwości, trosce i odwadze, powróciła do nazwiska jakie nosi jej brat, specjalista od bon motu: ludzie są tak głupi, że to działa…  

Specyficzna gmina, specyficzne miejsce i specyficzny klimat: Oborniki Śląskie, i w pewnym szerszym kontekście, specyficzni ludzie, których historia w większości wiąże się z przesiedleniem ze wschodu w ramach zasiedlania Ziem Zachodnich. Czas zaciera tamte specyficzne rysy specyficzny akcent i nawyki i choć genów nie da się za bardzo oszukać, to jednak pewną zmianę widać. Najpewniej w trzecim pokoleniu spora część się odrodzi niczym strąki fasoli u pioniera genetyki Mendla.

Póki co zauważam, że większość banerów i plakatów pod hasłem Troska i Odwaga została poddana krytyce ostrza noża, a może skalpela: ktoś wycina twarz siostry premiera nie naruszając drugiego kandydata. Te plakaty, na których samotnie widnieje troskliwa i odważna kandydatka zawieszone na pniach drzew są (póki co) nie naruszone.
To jak swoiste przesłanie: Spadaj … na drzewo.